Zapomniana ustawa, czyli jak Mieczysław Wilczek zreformował Polskę

„Co nie jest prawem zabronione, jest dozwolone” – tak mniej więcej można streścić ustawę, która wchodząc w życie 1 stycznia 1989 roku, zakończyła w Polsce okres peerelowskiego socjalizmu. Nie był to popularny w dzisiejszych dniach projekt 500+, nie były to dobrze wyglądające i ładnie brzmiące inkubatory przedsiębiorczości, ani projekty unijne. Był to bardzo prosty kilkunastostronicowy projekt, który jasno przestawiał, co jest w pełni dozwolone i nie podlega kontroli państwa, a co nie. Rzecz niesłychana, patrząc na to, czyje rządy tą ustawę wprowadziły. Jak to się stało, że władze komunistycznie zgodziły się na taką zmianę? Co takiego zakładał pomysł ministra Wilczka i dlaczego ustawa, która zmieniła cały kraj w wielki bazar, już nie funkcjonuje?

Jeśli chodzi o pierwsze pytanie, odpowiedź jest bardzo prosta – komuniści nie mieli już nic do stracenia. Generał Jaruzelski chciał za wszelką cenę powstrzymać upadek Polski Ludowej, który zbliżał się wielkimi krokami. Dlatego kiedy premier Rakowski przedstawił mu pomysł ministra przemysłu Mieczysława Wilczka, generał miał zgodzić się pod warunkiem, że nie będzie w nim żadnej krytyki socjalizmu. No i słowo „socjalizm” nie padło ani razu, a ustawa ta była jedną z najbardziej wolnorynkowych ustaw na świecie. Sam jej autor miał wizerunek raczej wywrotowca, niż wzorowego towarzysza. Kiedy sekretarzem KC PZPR był Stanisław Kania, przyjechał do przyszłego ministra. W trakcie jednej z rozmów zapytał się go, jak spędza wolny czas. Mieczysław Wilczek miał odpowiedzieć: „dymam socjalizm”. Sekretarz zapytał go, a co robi jak się tym znudzi. „Siadam po drugiej stronie stołu, i dalej dymam socjalizm” – odpowiedział Wilczek. Jego obecność w rządzie była więc spowodowana wizerunkiem i reputacją. Mieczysław Rakowski potrzebował powiewu świeżości, gdy wszyscy przykładni „partyjniacy” zawiedli. To spowodowało, że już 23 grudnia 1988 roku ustawa o działalności gospodarczej została podpisana.

Skutki reformy Wilcza przeszły najśmielsze oczekiwania. Szacuje się, że od wejścia w życie ustawy powstało 2 miliony nowych firm i stworzono 5-6 milionów miejsc pracy. Polska początku lat 90 była wielkim targowiskiem, i dowodem na niesamowitą przedsiębiorczość Polaków, którzy handlowali niemalże wszystkim. Zdarzało się, że na ulicy można było kupić nawet beczułkę ropy! Całemu przedsięwzięciu pomogło również wcześniejsze odblokowanie cen przez premiera Rakowskiego. Potencjał ekonomiczny Polski został uwolniony, z tą różnicą, że produkty, po które stało się niegdyś godzinami w kolejkach przed państwowymi zakładami, były sprzedawane w dużych ilościach z żuków na ulicy. Co więc takiego było w tej ustawie, poza cytatem, który przytoczyłem na początku? Tutaj także odpowiedź jest bardzo prosta – nie było w niej niczego skomplikowanego. Pozwolę sobie przytoczyć jedne z pierwszych artykułów ustawy:

Art. 1 „Podejmowanie i prowadzenie działalności gospodarczej jest wolne i dozwolone każdemu na równych prawach, z zachowaniem warunków określonych przepisami prawa.”

Art. 4 „Podmioty gospodarcze mogą w ramach prowadzonej działalności gospodarczej dokonywać czynności i działań, które nie są przez prawo zabronione.”

Stwierdzenia dzisiaj dla nas oczywiste, ale wtedy było to równoznaczne z odkryciem nowej planety. Proste, racjonalne przepisy, które dają niemalże pełną swobodę działalności zarobkowej, stawiając równocześnie wszystkich obywateli na równi wobec jasnego i klarownego prawa. Mieczysław Wilczek pokazał, że to człowiek a nie państwo, jest w stanie na siebie zarobić, a nawet wzbogacić się na tyle, aby żyć na wysokim poziomie. Oczywiście pewne segmenty gospodarki były nadal pod większą kontrolą państwa. Uzyskaniu koncesji wymagały: wydobywanie kopalin, przetwórstwo metali szlachetnych, wytwarzanie i obrót bronią, produkcja środków farmaceutycznych, wyrób spirytusu i wódki, wytwarzanie wyrobów tytoniowych, transport morski, prowadzenie aptek, obrót towarami za granicą (w drodze rozporządzenia przez Ministra Współpracy Gospodarczej z Zagranicą), obrotu dobrami kultury sprzed 1945 roku oraz prowadzenie usług detektywistycznych i agencji celnych. Zaledwie 11 przykładów, które wymagały większej kontroli państwa. Towarzysz Wiesław przewracał się w grobie.

Analizując wszystkie fakty, oznacza to, że to wcale nie obrady okrągłego stołu doprowadziły do reform w Polsce. Oczywiście były to reformy polityczne, ale z całą pewnością nie zmiana systemu gospodarczego. System z gospodarki socjalistycznej przestawił się na gospodarkę wolnorynkową, już z początkiem roku 1989, więc słynne wydarzenia z czerwca, nie miały na to żadnego wpływu. Niestety trzeba powiedzieć, że to właśnie „opozycja”, która doszła do władzy po komunistach, doprowadziła do zniesienia ustawy o działalności gospodarczej, która została ostatecznie uchylona 2 stycznia 2001 roku. W ciągu tych jedenastu lat ustawa Wilczka była nowelizowana 62 razy, i za każdy razem dopisywano nowe koncesje. Po tym czasie z 11 przypadków wymagających koncesji, zrobiły się 202 obszary działalności gospodarczej, które miały podlegać kontroli państwa. Nic dziwnego, że rozwój gospodarczy Polski został zatrzymany, niczym gwałtowne wciśnięcie hamulca w rozpędzonym samochodzie.

Wielu polityków i ekspertów zastanawia się, czy jest szansa powrotu do ustawy Wilczka. Ciekawym jest fakt, że przynajmniej ja nigdy nie słyszałem, żeby ktoś z ludzi, którzy mają o tym pojęcie powiedział, że nie ma sensu przywracać tej ustawy. Problem polega na tym, czy jest to możliwe. Od momentu kiedy weszliśmy do Unii Europejskiej, liczba wszelkich koncesji, obostrzeń, zakazów i nakazów powiększyła się zdecydowanie. Aby przywrócić ustawę Wilczka, należałoby znieść bardzo wiele ustaw i regulacji. Z samą ustawą nie było by natomiast problemu, ponieważ można ją niemal w całości przywrócić taką jaka była 1 stycznia 1989 roku. Może udało by się nawet zmniejszyć ilość przypadków posiadania licencji, chociażby jeśli chodzi o wyroby spirytusowe i wódki, co było raczej sentymentalnym reliktem PRL. Ten krótki okres początku lat 90 był bardzo długo oczekiwanym oddechem po wielu latach socjalizmu. Czy doczekamy się jeszcze jego powrotu?

Autor: Tomasz Grabarczyk